czego przed chwilą bał się tak bardzo. Kłucie gdzieś od dołu, z pachwin i kości ogonowej rozchodziło się po całym organizmie jak roztopiony metal, wlewany do każdej komórki.<br>Znowu nie wiedział, gdzie jest, choć muzyka porażała, siłą wbijała się w uszy.<br>Zacisnął powieki i odrzucił głowę do tyłu, między pręty łóżka. Znowu pot, wilgoć, przed którą nie ma schronienia, zimna, kleista powłoka. <br><br>Ból, jak zawsze, unieważniał otaczającą doczesność, kazał mu widzieć kłębowisko węży zamieniających się w trące o siebie łańcuchy, piasek sypany do wody, niezidentyfikowane czarno-białe twarze, nie wiadomo czemu - opuszczony dworzec w Jezioranach. "Stracić przytomność! - zaklinał w duchu. - Stracić