pojednawczo Gosia.<br>Skupiamy się na talerzach, ale temat powraca. No dobra, ja powracam do tematu, bo to naprawdę mnie rusza. Wiele godzin poświęciłem kiedyś, żeby przekonać samego siebie do słuszności kary śmierci. Przewertowałem mnóstwo książek, odbyłem wielogodzinne rozmowy. I w liceum, i w duszpasterstwie akademickim. Przecież uzasadnienie kary śmierci, ten łyk prawdziwej filozofii od świętego Tomasza z Akwinu, rozróżnienie między miętkim, sentymentalnym humanitaryzmem a dojrzałym konserwatywnym katolicyzmem było jednym z ważniejszych stopni wtajemniczenia w to, w co naprawdę warto wierzyć. Definicje, dystynkcje i wreszcie osiągnięcie po wielu samotnych spacerach stopnia dogmatycznej pewności - było czymś wielkim w przyjmowaniu dojrzałego katolicyzmu. A teraz