się na korytarzu, była zgraja głosów, dźwięków i tonów orkiestry, buchająca stamtąd niby materialny tuman, za każdorazowym otwarciem drzwi <page nr=90>.<br>Kelnerzy restauracyjni i kawiarniani tłoczyli się przy oknie kuchennym, ściskali w dłoniach widelce i łyżki i niecierpliwie czekali, aż Balcer wyda im zamówione potrawy. Kucharze uwijali się wokoło pieca, ten z młotkiem do ubijania kotletów, tamten z dwuzębnym widelcem do przewracania pieczeni skwierczących na patelniach, inny wreszcie z łyżką do nabierania jarzyn i ziemniaków. Czwarty kucharz przenosił wszystkie potrawy na drugą stronę pieca, szef Balcer uzupełniał je, podlewał sosami, garnirował zieleniną i plasterkami cytryny i wyrzucał na okno.<br>- Brać, Synaj!<br>Synaj miał