skrupuły, że ich objada, co było smutną prawdą, gdyż żywność wydzielano skąpo.<br>Złotawy zmierzch zapadał nad osadą, a migocząca kra płynęła Ubaganem, kiedy wyznał Zosi to, z czym się biedził od tylu długich dni. Zaskoczył go dziwny spokój, z jakim tę wieść przyjęła. Widocznie domyślała się od dawna, jakie on ma zamiary, być może śledziła jego rozterkę, postanowiwszy nie czynić nic, aby go przy sobie zatrzymać. Nie podejrzewał jej o taką wielkoduszność. Właściwie spodziewał się sprzeciwów, żalów, wymówek, łez. Przekonał się, że nie zna Zosi, tak jak mu się wydawało. Znowu go zaskoczyła. Nie wiedział, czy była to jej duma, mądrość czy