prychnięcie.<br>Uniósł głowę znad przerębla. Na brzegu jeziora stał piękny czarny koń, para buchała mu z nozdrzy. Jeździec w futerku z piżmaków miał twarz zasłoniętą szalem. <br>Gosta przełknął ślinę. Na ucieczkę było za późno. W cichości ducha liczył jednak, że jeździec nie odważy się wjechać koniem na cienki lód.<br>Wciąż machinalnie poruszał wędką, kolejny okoń targnął linkę. Rybak wyciągnął go, odczepił, rzucił na lód. Kątem oka widział, jak jeździec zeskakuje z kulbaki, zarzuca wodze na bezlistny krzak i idzie ku niemu, ostrożnie stąpając po śliskiej tafli. Okoń trzepał się na lodzie, prężył kolczastą płetwę, ruszał skrzelami. Gosta wstał, schylił się po