za tym stał gangster z Pruszkowa. Jarosław S. śmieje się: - Starych kumpli się wypiera. Chociaż, co tu kryć, wcale mu się nie dziwię.<br><br>Były antyterrorysta, który w połowie lat 90. w wolnym czasie dorabiał w ochronie warszawskiego klubu Scena, zapamiętał, jak łatwo nawiązywało się wtedy kontakty ze słynnymi w stolicy mafiosami. - Oni wiedzieli, kim my jesteśmy, my wiedzieliśmy, kim są oni i nikomu to nie przeszkadzało. Obowiązywała niepisana reguła, że skoro jesteśmy na chałturze, przestajemy być policjantami, ale oni bandytami być nie przestawali - opowiada. - Paru kolegów dało się wtedy zauroczyć, panowie gangsterzy mieli gest i byli przyjacielscy. Więc kiedy chłopaki odeszli