która przed chwila wyorał, z otwartymi oczami wpatrzonymi w niebo, nieruchomy, lekko przysypany obsuwającą się z obu stron ziemia. Koń stał nieruchomo, zaprzęgnięty do przewróconego pługa. Gawrony powoli, w ciszy penetrowały świeża ziemię i wydłubywały z niej swoje śniadanie.<br>Stałam tam, nie rozumiejąc, co się właściwie stało, bo przecież byłam mała dziewczynka, nie znałam śmierci, czasem o niej słyszałam, ale nigdy nikt mi tego nie wytłumaczył, nie rozmawiał ze mną o tym. Delikatnie traciłam butem lezącego Pawlika, <page nr=87> mówiłam coś do niego, prosiłam, żeby wstał, ale jednak czułam, wiedziałam, że nie wstanie. Kopnęłam go mocniej, ze złością, potem jeszcze raz. Kucnęłam przy nim