wiele lat później. I chociaż porównanie to jest może pretensjonalne, a nawet niedorzeczne, to przecież - czego nie napisałem i co czynię obecnie - trąba poruszała się prawie po całej dolince jak nakręcony niewidzialną ręką bąk, wsysając w swój wirujący tygiel małe patyki, zeszłoroczne i opadłe w tym roku liście, a nawet małe kamienie. Nie napisałem też - co czynię teraz - że trąba zawinęła swoim rękawem koszyk, który został pod dębem, uniosła go w górę i wyrzuciła kilkanaście metrów dalej, ale do góry dnem, tak że wszystko, co było w środku, także butelki po oranżadzie, wypadło z brzękiem i hałasem na ziemię. Biały obrus