nie zwracając nawet na prośby uwagi. Zabitych wyrzucano z okien na ulice, gdzie po kilku godzinach zebrały się istne materace z trupów. Leżały tam w grozie swej strasznej niedoli matki ciężarne, z których wydarto wnętrzności, dziewczęta z odrąbanymi piersiami, starcy wyszczerzeni, okropni... Z balkonów zwieszały się wianki związane z dzieci maleńkich, rozpłatanych bagnetami, powiązanych sznurem za główki żałośnie zwieszone.<br>Do stojącej w śródmieściu apteki polskiej wpadali co moment oficerowie kierujący rzezią, zlani krwią od stóp do głowy jak rzeźnicy w <orig>bójni</>. I wnosząc ze sobą mdły odór mordu, świeżych, ciepłych trzewi, ryczeli: <foreign lang="ukr">"Dawat' duchi!!</>" Przynoszono więc miednicę i wlewano do niej