kancelaryjnego.<br>- Pan zostawi, panie poruczniku, jeszcze pan rozbije - powiedziała pani Simonow. - Ja właśnie idę z naszymi, to umyję wszystkie.<br>Pani Simonow ustawiła szklanki na tacy, wyszła na korytarz, brzęcząc delikatnie cienkim szkłem. Podporucznik Hromadko ciężko opadł na swoje krzesło, wygrzebał <name type="prod">sporta</> z paczki leżącej na stole i zapalił.<br>- Ja to mam szczęście - oznajmił z filozoficzną zadumą.<br>Siedzieli w milczeniu, wpatrując się w okno nieco uchylone, by wypuszczało kłęby dymu. Z okapów zwieszały się kapiące sople, śnieg gwałtownie topniał w podmuchach wiatru mokrego, ciepłego i niezdrowego jak kąpiel w przeręblu.<br>- Gościa prowadzę - zaszczebiotała, stając w szeroko otwartych drzwiach, pani Zosia.<br>Do pokoju wszedł