mu drogiej. Nie wydaje się, by taka propozycja mogła mieć jakieś szanse. Toteż, obserwując "Tygodnik Powszechny" w drugim okresie jego życia, trudno się oprzeć wrażeniu pewnej niespójności, która wyraża się w stałej skłonności do traktowania działalności poselskiej jako sfery, która wobec głównego nurtu pracy przedstawia się jako coś zewnętrznego, przygodnego, marginesowego. I wrażeniu niegasnącej rozterki, czy mimo takiej reservatio mentalis, działalność ta w odbiorze postronnego obserwatora nie wciąga zbyt daleko samego "Tygodnika" na teren mu obcy i czy nie deformuje obrazu jego zasadniczego profilu.<br>Pismu, tak zasłużonemu dla katolickiej kultury, któremu wszyscy przez minione dwudziestopięciolecie tyle dobrego zawdzięczamy, jego naczelnemu redaktorowi