baru z zielonej dykty nad Wisłą, gdzie jest tanie piwo, a potem zjechali na rynek pochwalić się swoimi japońskimi cudami, jak to motocykliści w Kazimierzu mają w zwyczaju. <orig>Długoweekendowcy</> od niechcenia zainteresowali się ich maszynami, ale wkrótce podeszli cztery kroki dalej, bo przyjechała elita - kilka prawdziwych Harleyów, których właściciele nie marnowali kasy na tanie piwo, ale od razu poszukali miejsca w drogich ogródkach. Następnie popisywali się strzelając z gaźników i zupełnie przyćmiewając urok biedniejszych motocyklistów z drugiej strony rynku, którzy odjechali po cichu.<br>- To już nie to, co kiedyś - oceniał Wacław, który pamięta, jak pijani ludzie przez pół nocy tańczyli na