Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
dopilnować gojenia się moich ran, takich śmiesznych ran, nieprawdaż?
- nie wiem, dlaczego pomyślałem o starych Polakach, którzy przecież
tak łatwo nie giną.
Akurat tego dnia, kiedy wracałem od chirurga, napotkałem na
korytarzu posępny kondukt, który opuszczał naszą karmazynową salę.
Na ów widok przystanąłem ze ściśniętym sercem.
Czterech moich towarzyszy niosło mary, na których spoczywał
Dziadek wyciągnięty jak na żołnierskim, polowym łóżku.
Oblicze miał szare, spowite całunem śmierci, mizerne.
Okrutna w nim zaszła przemiana.
Widziałem dumny jego profil, wysokie czoło, lecz to, co było
niezłomne i harde w tym człowieku, stopniało, jakby rozpływając się w
żałości.
Wąs mu oklapł, wargi drżały.
Był
dopilnować gojenia się moich ran, takich śmiesznych ran, nieprawdaż?<br>- nie wiem, dlaczego pomyślałem o starych Polakach, którzy przecież<br>tak łatwo nie giną.<br> Akurat tego dnia, kiedy wracałem od chirurga, napotkałem na<br>korytarzu posępny kondukt, który opuszczał naszą karmazynową salę.<br> Na ów widok przystanąłem ze ściśniętym sercem.<br> Czterech moich towarzyszy niosło mary, na których spoczywał<br>Dziadek wyciągnięty jak na żołnierskim, polowym łóżku.<br> Oblicze miał szare, spowite całunem śmierci, mizerne.<br> Okrutna w nim zaszła przemiana.<br> Widziałem dumny jego profil, wysokie czoło, lecz to, co było<br>niezłomne i harde w tym człowieku, stopniało, jakby rozpływając się w<br>żałości.<br> Wąs mu oklapł, wargi drżały.<br> Był
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego