zdumieniu na małym żelaznym łóżku w pustym, wybielonym wapnem pokoiku. Przez sekundę nic nie rozumiem. Ale potem przypomina mi się wszystko. Jak to ja, powłócząc nogami, szedłem za Piolantim, a on otwierał drzwi do celek, szukając nie zamieszkanej. Znalazł ją. W niej to właśnie jestem, lecz już całkiem wypoczęty. Z mdlącego, nieprzyjemnego uczucia wywołanego brakiem powietrza i wielkim gorącem - ani śladu. Zrywam się. Uchylam drzwi na korytarz. Zjawia się ksiądz Piolanti, który usłyszał, że się już ruszam.<br>Teraz dopiero przychodzi kolej na kawę. Pijemy ją u Piolantiego. W jego pokoiku, identycznym z tym, w którym spałem. Żelazne łóżko. Stół, krzesło, etażerka