po blisko 7 miesiącach od owego bezkrwawego zdarzenia, stanął przed Okręgowym Sądem Wojskowym.<br>- Uchyliłbym swej godności oficerskiej, gdybym postąpił inaczej - odpowiedział, gdy przewodniczący składu, pułkownik Armiński, zapytał go, czy uważał starcie z bronią za konieczne. - Czekałaby mnie dyskwalifikacja honorowa przez Oficerski Sąd Honorowy i wydalenie z korpusu oficerskiego - dodał, gdy mecenas Stanisław Szurlej, który go bronił, zapytał o konsekwencje, które mu groziły w przypadku, gdyby <q>"sprawa nie została przeprowadzona w tym kierunku, jak to miało miejsce"</>.<br>- Pojedynek jest nierzadko zbrodnią, czasem głupstwem, ale czasem koniecznością - zaczął mecenas Szurlej świetną mowę obrończą, której "Rzeczpospolita" (1924, nr 270) nie pożałowała miejsca i wydrukowała