mnie dyskwalifikacja honorowa przez Oficerski Sąd Honorowy i wydalenie z korpusu oficerskiego - dodał, gdy mecenas Stanisław Szurlej, który go bronił, zapytał o konsekwencje, które mu groziły w przypadku, gdyby <q>"sprawa nie została przeprowadzona w tym kierunku, jak to miało miejsce"</>.<br>- Pojedynek jest nierzadko zbrodnią, czasem głupstwem, ale czasem koniecznością - zaczął mecenas Szurlej świetną mowę obrończą, której "Rzeczpospolita" (1924, nr 270) nie pożałowała miejsca i wydrukowała ją prawie w całości. - Droga sądowa - powiedział - nie zawsze jest właściwa. <q>"Nie powinien się zgodzić żaden oficer</> - stwierdził stanowczo - <q>by honor jego wyciągano na targ, by roztrząsano przed forum publicznym lub kwestionowano jego honorowość, co miałoby