go wzięli.<br>Ciągle trzymałem siekierę w ręku.<br><page nr=24> Zamierzyłem się, jęknąłem - prasnąłem ostrzem z całej siły w próg otwartych drzwi sieni.<br>Biegłem, nie odwracając się, bardzo szybko.<br>Szum wiatru w uszach rwał na strzępy złorzeczenia Ciotki.<br>Na drodze ledwie uskoczyłem spod rozpędzonej bryczki - gorący dech koński, łoskot uprzęży i kopyt, przez mgnienie ujrzana twarz, jak wielki pomidor, skrzywiona niesłyszalnym przekleństwem - zapadło to w chmurę pyłu i natychmiast w niepamięć; przeskoczyłem rów i dysząc biegłem pod górę.<br>Ojciec i koń zniknęli za garbatym zakrętem ścieżki.<br>Rzuciłem się, by ich wyminąć, w zarosły parów, podrapałem kolana i ręce na jego ciernistym zboczu, potem wpadłem