Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 5 (153)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
Jakby tego było mało, widać też było świeże ślady pobicia, sińce i krwiaki. Kazimierz Gąsowski, na którego wezwanie posłałam po nią karetkę, miał rację: liczyła się każda minuta i gdyby pomoc nie nadeszła szybko, ta kobieta mogła umrzeć...
- Przyjęliśmy ją późnym wieczorem - opowiada doktor Stefan G., który akurat tamtej nocy miał dyżur w szpitalu w B. - Z poparzonego ciała skóra schodziła płatami, ukazując krwawe, żywe mięso. Plecy to był jeden wielki pęcherz. W najgorszym stanie była twarz: wyglądała jak czerwona rana, z makabrycznymi otworami oczu i ust, tak że nie było mowy o rozpoznaniu rysów. - Lekarz, który podczas swej dwudziestoośmioletniej praktyki chirurga
Jakby tego było mało, widać też było świeże ślady pobicia, sińce i krwiaki. Kazimierz Gąsowski, na którego wezwanie posłałam po nią karetkę, miał rację: liczyła się każda minuta i gdyby pomoc nie nadeszła szybko, ta kobieta mogła umrzeć...&lt;/&gt;<br>&lt;q&gt;- Przyjęliśmy ją późnym wieczorem&lt;/&gt; - opowiada doktor Stefan G., który akurat tamtej nocy miał dyżur w szpitalu w B. &lt;q&gt;- Z poparzonego ciała skóra schodziła płatami, ukazując krwawe, żywe mięso. Plecy to był jeden wielki pęcherz. W najgorszym stanie była twarz: wyglądała jak czerwona rana, z makabrycznymi otworami oczu i ust, tak że nie było mowy o rozpoznaniu rysów.&lt;/&gt; - Lekarz, który podczas swej dwudziestoośmioletniej praktyki chirurga
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego