Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
którym się tarzałem
obolały z udręki.
Wstałem z niespodzianie wielkim trudem, jakbym miał w lędźwiach
pud żelaza.
Zakręciło mi się w głowie, lecz nie upadłem.
Otarłem czoło, lepkie od potu.
I zacisnąwszy zęby, starannie prześcieliłem łóżko.
Pomyślałem o chmielniku w swoich rodzinnych stronach.
Chciałbym go jeszcze zobaczyć.
Chmielnik, a dalej miedzę wśród zbóż.

Pomyślałem o ciężkich pszczołach i zielonych pagórkach, kiedy ona
szła tamtędy, oliwkooka, tak rączo szła z dalekiej Judei.
I uśmiechnąłem się.
A uśmiechnąwszy pomyślałem, że z domu obłąkanych jest wszędzie
blisko.
W każdym razie nigdy dalej, niż sięga tchnienie.
Na odległość pocałunku, w którym zwarły się setki lat
którym się tarzałem<br>obolały z udręki.<br> Wstałem z niespodzianie wielkim trudem, jakbym miał w lędźwiach<br>pud żelaza.<br> Zakręciło mi się w głowie, lecz nie upadłem.<br> Otarłem czoło, lepkie od potu.<br> I zacisnąwszy zęby, starannie prześcieliłem łóżko.<br> Pomyślałem o chmielniku w swoich rodzinnych stronach.<br> Chciałbym go jeszcze zobaczyć.<br> Chmielnik, a dalej miedzę wśród zbóż.<br> &lt;page nr=212&gt;<br> Pomyślałem o ciężkich pszczołach i zielonych pagórkach, kiedy ona<br>szła tamtędy, oliwkooka, tak rączo szła z dalekiej Judei.<br> I uśmiechnąłem się.<br> A uśmiechnąwszy pomyślałem, że z domu obłąkanych jest wszędzie<br>blisko.<br> W każdym razie nigdy dalej, niż sięga tchnienie.<br> Na odległość pocałunku, w którym zwarły się setki lat
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego