rozwiąże, mieszkańcy zaczęli się burzyć. Już nie było litościwych, nikt nie przynosił jedzenia i ubrań. A mimo to on cały czas tam był, wiedzieli o tym, choć już mało kto miał ochotę schodzić do swojego boksu. Ludzie apelowali więc do dozorcy, dozorca do kierownika administracji, ten z kolei do straży miejskiej. Kilka razy nawet służby porządkowe pojawiły się przy Bukietowej 8, funkcjonariusze z chusteczkami przy nosach pokręcili się po korytarzach piwnicy, ale Dziada nie znaleźli. Albo uciekł na ten czas z budynku, albo - co było równie prawdopodobne - zaszył się w jednym z boksów, przykrył szmatami i zastygł w oczekiwaniu, aż niebezpieczeństwo