zadzwonił o siódmej. Wstaję natychmiast. Myję się, golę, jem śniadanie z dwóch jaj na miękko, kawę czarną piję, zagryzam pajdą razowego chleba. Około ósmej jestem gotów. Żegnam gospodynię, prosząc, by przygotowała podwieczorek jak zwykle na wpół do szóstej.<br>Niezmiernie poczciwa kobieta. Wdowa. Mąż zginął w ostatniej wojnie. Syn jedynak pogrobowiec mieszka na wsi. Czasami przyjeżdża na weekend z żoną i dwoma pociesznymi bachorkami. Zazwyczaj zajmują mój pokój. Ja wówczas przenoszę się do pensjonatu kilka ulic dalej przy Gresham Gardens.<br><gap reason ="sampling"><br>Niby tu, w gwarnym mieście, jest raźniej, panuje solidarność ludzka, do której każdy z nas stara się coś dołożyć. Tam daleko, daleko, miliony gwiazd