się na statek, który odchodził do Warszawy, a potem w parku nad Zgłowiączką posiedzieli, to i trochę się w końcu spóźnili.<br>Uchyliwszy drzwi, ujrzeli niedużą salę, pełną ludzi, i młodego księdza za stolikiem na podwyższeniu. Na skrzyp drzwi obróciły się głowy. Zaszemrano. Ksiądz na chwilę słowa przerwał, na złotych okularach mignął błysk zniecierpliwienia. Zawahali się: wejść czy uciec? Ktoś zawołał: - No, prędzej tam! -Na domiar złego drzwi trzasnęły, więc zupełnie już pognębieni siedli czym prędzej na najbliższej ławce.<br>Widzieli przed sobą głowy i plecy ludzi przeważnie starszych, młodzieży było niewiele, zaledwie kilku chłopaków naprzeciwko. Pośród nich Szczęsny znalazł ze zdumieniem Marusika