Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
nie myśląc, że zaprasza przyszłego zięcia.
W szedł służący w paskowanej bluzie. Na wypolerowanej, nieco wielkiej tacy niósł dwie kawy w małych filiżankach, dwa kieliszki i niedużą paterę z kostkami lodu. Pan Campilli zaproponował wermut, o którym powiedział, że o tej porze dnia jest klasyczny. Wpuścił lód. Zalał go złocistym, migocącym w półmroku płynem. Rzeczywiście orzeźwiał.
- Będzie cię na pewno chciała widzieć - mówił dalej. Jest w Ostii. Mamy tam willę, do której przenosimy się na lato. Żona, córka, zięć. Co do mnie, póki kuria czynna, mogę tylko do nich dojeżdżać na sobory i niedziele.
Sięgnąłem po kieliszek. - Jak wermut?
- Wyśmienity.
- Jak
nie myśląc, że zaprasza przyszłego zięcia.<br>W szedł służący w paskowanej bluzie. Na wypolerowanej, &lt;page nr=23&gt; nieco wielkiej tacy niósł dwie kawy w małych filiżankach, dwa kieliszki i niedużą paterę z kostkami lodu. Pan Campilli zaproponował wermut, o którym powiedział, że o tej porze dnia jest klasyczny. Wpuścił lód. Zalał go złocistym, migocącym w półmroku płynem. Rzeczywiście orzeźwiał.<br>- Będzie cię na pewno chciała widzieć - mówił dalej. Jest w Ostii. Mamy tam willę, do której przenosimy się na lato. Żona, córka, zięć. Co do mnie, póki kuria czynna, mogę tylko do nich dojeżdżać na sobory i niedziele.<br>Sięgnąłem po kieliszek. - Jak wermut?<br>- Wyśmienity.<br>- Jak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego