się teraz każdej nocy, a czasem <page nr=69> kilkakrotnie w ciągu jednej nocy. Na moje prośby, żeby poszedł do szpitala, żeby pozwolił się leczyć, odpowiadał łagodnie, ale stanowczo: - Nie mam czasu, naprawdę nie mam czasu. To mój ostatni rok, muszę skończyć studia, od tego zależy cała nasza przyszłość. - Na dźwięk tego słowa milkłam i nie ponawiałam próśb. Pozwalałam mu patrzeć w przyszłość, jak w wielką, jasną płachtę ekranu kinowego, którego cienie fascynowały nas jednakowo i który tak często braliśmy za samo życie.<br>Jednak bałam się, przyjacielu, i coraz częściej myślałam o tym, w jaki sposób powinniśmy umrzeć oboje, mój mąż i ja. Nie