na kolana przed Osiełkiem<br>i, obejmując mu łydki błagalnie, począł tarzać łysą głowę w prochu<br>ulicznym.<br> Świętokradcy zaprzestali swych machinacyj, patrząc na tę scenę w<br>niemym podziwie; warczał ogień.<br> - O, przebacz mi, śliczny, bardzo śliczny panie Osiełek, ja pana tak<br>kocham!<br> - No to i cóż?<br> - Jak to cóż? Ja pana miłuję nad życie i nad miłość, i nad śmierć, i<br>nad alkohol. O śliczny, bardzo śliczny panie Osiełek. Spłodziłem pana w<br>noc bezsenną pod drzwiami knajpy, której właściciel miał serce niedobre<br>i wyrzucił mnie jak psa - jak psa, panie Osiełek. Spłodziłem pana sam z<br>sobą, czy pan to rozumie? O, jakiż