nie mógł zerwać niewidzialnych sieci, w które go spętano. Zdawało mu się w zarozumiałości, że świat rozszarpie i wszystkich podepce, a oto sam był jak zwierz na uwięzi. Oto dzika bestia, ugodzona śmiertelnym harpunem, trzymana na magicznej linie, nie mogła się wyrwać, tańczyła jak wariat i tak w nieprzytomnym tańcu mimowolny hołd składała swemu zwycięzcy.<br><br>Łokuciewski domyślał się, co zaszło: nie tylko uszkodził silnik bombowca, lecz zapewne zranił ciężko pilota, który dzierżąc nadal ster w kurczowych dłoniach, konwulsje swej agonii przelewał na cały samolot. Łokuciewski nie spuszczał Dorniera z oczu i chociaż różnolite refleksje zapalały jego wyobraźnię, kciuk jego czuwał niezmiennie