Typ tekstu: Książka
Autor: Dygat Stanisław
Tytuł: Jezioro Bodeńskie
Rok wydania: 1995
Rok powstania: 1946
kwiatów, po chwili stoimy przed drzwiami naszego gmachu szkolnego. Żołnierz zbytecznie mnie odprowadził, i tak bym nie uciekł.
- No, co? - wykrzywia się Weber. - Ładne miasto?
- Miasto jak miasto - mówię i wdycham z rozkoszą zapach korytarza. Ludzie schodzą się na kolację. Ciągnie karawana, objuczona talerzami, widelcami, łyżkami i pakuneczkami. Z hałasem mkną deck-boye, pojękując wloką się "tricoteusy", Thomson czyta książkę pod oknem. Idzie Suzanne. Waha się na mój widok, waham się i ja, wreszcie podchodzę i podaję jej kwiatki. Nie z myślą o niej je zerwałem, tylko tak, bo rosły, a tu na sztywnych korytarzach i kamienistym podwórzu nic nie rośnie
kwiatów, po chwili stoimy przed drzwiami naszego gmachu szkolnego. Żołnierz zbytecznie mnie odprowadził, i tak bym nie uciekł.<br>- No, co? - wykrzywia się Weber. - Ładne miasto?<br>- Miasto jak miasto - mówię i wdycham z rozkoszą zapach korytarza. Ludzie schodzą się na kolację. Ciągnie &lt;page nr=85&gt; karawana, objuczona talerzami, widelcami, łyżkami i pakuneczkami. Z hałasem mkną deck-boye, pojękując wloką się "tricoteusy", Thomson czyta książkę pod oknem. Idzie Suzanne. Waha się na mój widok, waham się i ja, wreszcie podchodzę i podaję jej kwiatki. Nie z myślą o niej je zerwałem, tylko tak, bo rosły, a tu na sztywnych korytarzach i kamienistym podwórzu nic nie rośnie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego