w Jokohamie, postaram się telefonować do was co parę dni. Żegnajcie, przyjaciele...<br> Wyładowujemy bambusy. Fantastyczne pały o kilkunastocentymetrowej średnicy. Cały balkon zasypany. Kot obwąchuje je, kręci się i fuka, po czym rozkłada się na ich zalewanej słońcem obłości. Patrzy w oczy, mruczy, zdając się mówić: Bambusy moje. Bambusy OK.<br> Nocą mknę mocno zatłoczoną kolejką elektryczną Yokosuka Lane, znów na południe, do Fujimori - kolejne pożegnanie. W dłoni wypchana torba (magnetofon, kamery), nad głową gitara wyglądająca jak rozsypująca się beczka.<br> Późno. Bachus zdążył już zawładnąć synami samurajów. Potworne, niezrozumiałe zjawisko. Tabuny pijanych. Te same, tak dobrze, niestety, znane, rozmyte twarze, bełkot, bezwładność, guma