wiary wśród dzieci, nauczając je katechizmu. Oddanie jej było całkowite, świeciła przykładem ofiarności, stałości i uporu. Dzieci lubiły ją, bo jednak była cokolwiek figlarna, a może po prostu rozumiała, że o Bogu wcale nie trzeba mówić solennie i z surowością proroka Eliasza, lecz pogodnie, jakby doglądał pszczelich rojów, pomagał przy młóceniu jęczmienia i powoził furą siana w dwa ładne deresze. W tym nie myliła się, choć jej dawny proboszcz, może bardziej staroświecki, niżeli na pozór wyglądał, uznałby chyba za grzech tę swojskość i zwyczajność bożą.<br>Zwała się siostrą Weroniką, aczkolwiek niegdyś marzyła, by przybrać imię Joanna, na pamiątkę innej wiejskiej dziewczyny