mu strunę. Zdawało się, że mechanizmowi wymykowemu z każdą godziną sytuacja coraz bardziej wymykała się z rąk. Dwa zabytkowe, ruchome lichtarze na froncie pianina, na szczęście bez świec (bo stan był wyjątkowo zapalny), trzepotały się zaniepokojone, jak chorągiewki na wietrze. Z instrumentu uleciały ostatnie mole, zjadłszy cały kapitał filcu w młoteczkach. Nastrój panował więc minorowy. Nie przejmowało się tylko wieko, które - niczym osoba w podeszłym wieku - nieznośnie ziewało, ukazując pożółkłe, sczerniałe i wyszczerbione gdzieniegdzie zęby klawiatury.<br>- Obywatele i obywatelki! - odezwał się wreszcie środkowy pedał pełniący funkcję moderatora. - Towarzy..., yyy... - zająknął się - Towa..., yyy... to waży... ży... życie, yyy... chciałem powiedzieć: Tu