na twarzy, właśnie tęsknoty.<br>Wracam do pamiętnika. Teraz trafiam na serię oderwanych i bez związku myśli i scen.<br>"...Czyn. Ach, czyn. Niemożność czynu, jakiegokolwiek czynu, to jest chyba najgorsze w tym wszystkim. Czasem zdaje mi się, że jestem watą. Wata jest miękka, leniwie rozlazła i też niezdolna do czynu. Ją moczy się lub czymś nasyca, przykłada do czegoś lub coś nią pociera, ale w tym wszystkim wata bierze tylko bierny udział. Żeby tak można było spełnić jakiś czyn. Zdobyć się na tę śmiałość i determinację ducha, która jest nasieniem czynu. Czyn. Niech będzie dobry albo zły, nawet zbrodniczy, ale czyn. Nie ma