Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
znikąd ratunku, i przecież nie można, i czy Diego chociaż rozumie? A skądże! Naprawdę to palił się tylko do mojej cnoty, żeby ją prędzej zabrać, jeszcze rano w zajeździe i teraz w nocy znowu o tym mówił, i ja wiedziałam, że wszyscy mężczyźni są tacy, a on powtarzał: będziesz moja, moja, moja, moja, moja. - Ale jak, Diego - powiadam - jak ja będę twoja, kiedy przecież nie można, no co z tego, czy bym chciała, czy nie, kiedy przeciwko ludziom i Bogu, sam wiesz... - Nie przeciwko ludziom, skoro już rozpoznała cię ta Amaryllis... - Przeciwko Bogu, Diego. On nie musi nawet rozpoznawać. On i tak wie
znikąd ratunku, i przecież nie można, i czy Diego chociaż rozumie? A skądże! Naprawdę to palił się tylko do mojej cnoty, żeby ją prędzej zabrać, jeszcze rano w zajeździe i teraz w nocy znowu o tym mówił, i ja wiedziałam, <page nr=17> że wszyscy mężczyźni są tacy, a on powtarzał: będziesz moja, moja, moja, moja, moja. - Ale jak, Diego - powiadam - jak ja będę twoja, kiedy przecież nie można, no co z tego, czy bym chciała, czy nie, kiedy przeciwko ludziom i Bogu, sam wiesz... - Nie przeciwko ludziom, skoro już rozpoznała cię ta Amaryllis... - Przeciwko Bogu, Diego. On nie musi nawet rozpoznawać. On i tak wie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego