pod tytułem: "Jerzy, <br>książę albański". Książkę tę pożyczył <br>ode mnie zaraz po przeczytaniu jeden z moich kuzynów, który <br>mi jej już nigdy nie oddał, a treść jej, pochłonięta <br>gorączkowo w ciągu jednego popołudnia, wkrótce ulotniła <br>się z mojej pamięci. Pozostało mi jednak pewne ogólne <br>wrażenie: góry o śnieżnych szczytach, szafirowe <br>morze, walki z tureckim najeźdźcą, kryjówki w ciemnych <br>grotach, przeprawy przez przełęcze... <br><br>Wszystko to było naprawdę wspaniałe i w moich wieczornych <br>marzeniach stawałam się coraz częściej ciemnowłosym, <br>smukłym księciem, o orlim spojrzeniu i nieustraszonym <br>sercu... <br><br>Nieco niepewna i jak gdyby tylko widziana przez mgłę, treść <br>książki sprzyjała uzupełnianiu zamazanych konturów, <br>wprowadzaniu