Rozbiegli się majtkowie,<br>Ten żagle pocerował,<br>Ów dziury zakitował,<br>Inny na maszt się wdrapał<br>I w taki wpadli zapał,<br>Że nawet kucharz-leń<br>Krem ubił na ten dzień.<br><br>Rzekł Brandon do Hiszpana:<br>"Przyprowadź kapitana,<br>Konopną linę masz tu,<br>Uwiążesz go do masztu;<br>Malajczyk ci pomoże.<br>No już! Bo wrzucę w morze!"<br>O, Brandon to był chwat,<br>A miał dwadzieścia lat!<br><br><br><br>III<br><br>Kapitan - proszę, zważcie -<br>Po chwili stał przy maszcie<br>Związany grubym sznurem.<br>Spojrzenie miał ponure<br>I groźnie łypał zezem<br>Na całą tę imprezę,<br>Bo był zawzięty człek,<br>A Brandon tylko rzekł:<br><br>"Tu nie ma co się biesić,<br>Mam prawo cię powiesić