Idź się jeszcze trochę pobaw. Potem ci zbuduję.<br> Odszedł nadąsany, a pewnie i zawiedziony, choć wiedziałem, że<br>niezadługo na powrót przybiegnie. Słońce coraz bardziej zniżało się nad<br>widnokrąg, coraz większe, czerwieńsze, coraz mocniej wyostrzając<br>granicę między morzem a niebem. To morze zatrzymane tam przez niebo,<br>jak i niebo zatrzymane przez morze, spiętrzały się wzajemnie,<br>zachodziły na siebie, tworząc jakby gruby szew, czerwony od czerwonych<br>promieni zachodzącego słońca. Nagle na tym szwie, jakby wyłaniając się<br>z tamtej jego strony niczym zza krawędzi, pojawił się malutki, ot,<br>drobina, stary Kaziuń z pastwiska. Nie, nie miałem wątpliwości, że to<br>on. Byłem pewny, że go