idąc wzdłuż arłyku, wśliznąłem się, przebrnąwszy przez wodę, którą zmyłem z siebie pot i przerażenie, na opustoszały o tej porze dziedziniec trójki i w sobie tylko znany sposób niepostrzeżenie przemknąłem labiryntem korytarzy, by znaleźć się w końcu w naszej sypialni,<br>i po chwili leżałem już w swoim łóżku pod siatką moskitiery, wsłuchując się w spokojne oddechy moich druhów, Obiego i Kuby, i czekałem na sen i na to, co muszę w nim zobaczyć,<br>i ledwie zamknąłem oczy, usłyszałem szklisty plusk wody i pod powiekami zobaczyłem je obie:<br>nadpływały mrocznym nurtem, świetliście przemienione: moja piękna mama i jej córka, a moja siostra