jej, że spadłam ze schodów, gdyż miewam, widocznie po kroplówkach silne zawroty głowy. Przełknęła wyjaśnienie bez mrugnięcia okiem, poratowała mnie kompresami i mazidłem. Chociaż w pewnym momencie stwierdziła z niejakim przekąsem, że wyglądam, jakbym spadła co najmniej z drugiego piętra. <br><br>* * * * *<br><br>Jeszcze tylko jedna noc pod dachem kliniki i skończy się mozolne i długotrwałe restaurowanie mojej duszy. Wreszcie lekarze uznali, że jestem gotowa do spasowania się z życiem. Wypuszczają mnie na szerokie wody, na których potwierdzi się lub nie, zasadność zastosowanej przez nich psychoterapii. I z tego, co wnoszę, są optymistyczni. Wierzą, że oddają życiu wyleczoną z okaleczeń, wydźwigniętą z załamania i