chce w kuchni. <br>Na stołku. Tak lubi, powiedział. Co teraz...<br>- Teraz wolę tu, na krześle, Kamilko. No, Dominiko, panie <br>tego, prawdziwa z ciebie gospodyni, moja panno. Całuję <br>rączki, słowo daję. A nie... wycofuję się... <br>panie, z całowania. Za dużo bałaganu zrobiłaś <br>dziś u mnie... tego...<br>Dominika pochmurnieje, rozjaśnia się, znów mrocznieje <br>na chwilę, by wreszcie odetchnąć z ulgą. Wszystko <br>w porządku. I z mamą, i z dziadkiem. Odpukać.<br>Nie zdążyła.<br>- Dominiko... - mówi mama po którymś łyku <br>herbaty (ciastek wcale nie tknęła!) i urywa.<br>- Dominiko... - dziadek Joachim strząsa z wąsów <br>ostatni okruszek. - Idź już spać, panie tego. <br>Herbata, Kamilko, i te, jak