się zdążyli nieźle zaprawić w czasie śniadania. Oczka pułkownika Bystrynina spoglądały jednak bystro, radca miał wrażenie, że prześwidrowują go na wylot. Przywołał swojego gajowego, a ten, prężąc się służbiście, wyrecytował:<br>- W czterdziestym szóstym oddziale obciąłem sporą watahę i dużego pojedynka!<br>- Nu, toczno - odrzekł z zadowoleniem pułkownik. <br>Pogoda dopisała, był lekki mrozek, olbrzymie śnieżne przestrzenie iskrzyły się w promieniach słońca. Wysoki las przykryty był białymi czapami, które co jakiś czas osuwały się bezszelestnie, odsłaniając głęboką zieleń świerkowych gałęzi. Mniejszych drzew i krzewów w ogóle nie było spod śniegu widać, wyglądały jak śnieżne pagórki. W takiej scenerii wyruszyli w kilka sań na miejsce