Ksiądz pił zdrowo, pełnymi haustami, błyskał żółtymi zębami psiaka, gryząc kiełbasę, kiedy to robił, drżała mu śmiesznie lewa brew. Jassmont to widział i czuł się zakłopotany. Nie lubił stanu kapłańskiego. Przyczyna bardzo oczywista. Przecież człowiek z natury jest nie tylko słaby, ale co bardziej istotne, niepewny. Słodki bimber i samotna mucha w kącie, jej bzyczenie wbijało się w puszysty półmrok, zalegający kąt za dwudrzwiową szafą. <br>Z obecnym proboszczem wrzosowskim, zbliżył się przy okazji pierogów. Z kapustą i grzybami. Zapamiętał, że tłuszcz szybko zastygał na wargach, oblepiał podbródek i palce łamliwą skorupką, jak chitynowe owadzie wylinki. Po tych pierogach miał niezdrowy oddech