na miazgę, lubiła powozić i już na wiorstę słychać było jej donośny, tubalny głos, gdy krzyczała: "Ej, bieriegis'!" Przy niej wnuczka Liza przypominała raczej cień dziewczynki. Twarz miała niemal przezroczystą, a przerażająca wątłość całej postaci nasuwała myśl, że płomyk życia dawno w niej zagasł i że Zarieczycha przywozi do cerkwi mumię zadręczonej i już nieżywej wnuczki. Matka Lizy, jedyna córka Zarieckiej, nie chciała wyjść za mąż za kandydatów spośród okolicznej szlachty, odrzuciła nawet starania pięknego korneta, księcia Wasilczykowa; wdała się w romans z aktorem wędrownego teatru i obdarzyła Zarieczychę nieślubnym dzieckiem, którego narodziny przypłaciła życiem.<br><br>Stara bigotka szalała z rozpaczy, nie