zarost, wyobrażam sobie, jak szarpie się z pługiem na końcu pola i umiera tam na wylew krwi do mózgu, zasypując ziemię wokół najbardziej obrzydliwymi przekleństwami, jakie można sobie wyobrazić.<br>Przez kolejne dni nie mogłam się nadziwić, jak wiele czasu i energii ludzie wokoło poświęcają takiemu nieboszczykowi. Umarł tuż przy cmentarnym murze, ale przejechał jeszcze wiele kilometrów i wiele go jeszcze spotkało, zanim w końcu wrócił prawie na to samo miejsce. Najpierw karetka zabrała go do miasta, do kostnicy. Potem w zakładzie pogrzebowym umyli go, ufryzowali, ogolili i podmalowali, potem karawan przywiózł go do domu, gdzie leżał w otwartej trumnie cały dzień