sunął tłum gwarny, świąteczny. Tramwaje dzwoniły krótko, nerwowo. Mknęły taksówki, limuzyny, dorożki i pańskie powozy ze stangretami. W pełni ruchu i blasku wchodziła Warszawa w swą noc karnawału.<br>Przed "Italię" zajeżdżały co chwila auta, wyrzucając panów i panie ze świata jak bajka. Wszystkie kina, teatry, lokale były pełne. Wszędzie rozbrzmiewała muzyka. Rozchodził się zapach perfum, wina i dobrego jadła. Gdzieś się zapadła pod domy, na dno suteren, wszelka bieda i nieludzki trud. Zostali tylko tacy - wytworni, bez troski o jutro, spragnieni zabawy czy pięknej złudy, i gdyby ktoś krzyknął, że tam na ulicy stoi chłopak, którego nikt nie chce zatrudnić, który