Kalifornijskiego w Los Angeles. Była połowa lat sześćdziesiątych, zbliżało się "lato miłości" . Dzieci-kwiaty pozdrawiały się "pacyfami", nurzały w słodkim nieróbstwie i marzyły o cudownym raju pełnym używek Timothy'ego Leary'ego, harleyów davidsonów, luf zakwitających kwiatami i swobodnie krążących plemników. Był to raj, gdzie lew komunizmu dałby się zjednać barankowi anglosaskiej muzyki i powszechnego dobrobytu. Bohema Los Angeles zjeżdżała się do Venice Beach, by w oparach haszyszu dyskutować o Jungu, Nietzschem, Kerouacu i Dylanie. Przyjeżdżał tu też kolega Morrisona ze studiów, Ray Manzarek, potomek polskich imigrantów, były żołnierz, klasycznie kształcony pianista, wielbiciel francuskiej filmowej "Nowej Fali" i posiadacz imponujących zbiorów autentycznej tajlandzkiej