a Adelą leżało coś, czego nie <br>umiałabym określić, ale co sprawiało, że nigdy <br>nie ośmieliłabym się tak jej nazwać. <br><br>Cóż z tego bowiem, że spędzałam z nią <br>prawie cały dzień, cóż z tego, że witała <br>mnie spojrzeniem i uśmiechem, że dawała mi czasem <br>potrzymać Jasia, że mówiła o nas dwóch - "my", <br>a o wszystkich innych dziewczynkach - "one"? Cóż <br>z tego, jeżeli ta niewidzialna, a jednak (jakże dobrze <br>wyczuwalna) granica istniała dalej? <br><br>Nie śmiałam przecież nawet tak "naprawdę" <br>rozmawiać z Adelą, choć niby to rozmawiałyśmy <br>ze sobą ciągle. Wyczuwałam dobrze, że jest w moim <br>życiu nieskończona ilość rzeczy, którymi Adela <br>pogardza, których