ręka drży mocniej, a w piersiach z nagle rozkołatanym sercem brak tchu. Nie - to jeszcze za wcześnie, bo pękłoby jakoś, nawet nie wiadomo, co by pękło i gdzie. Za to druga ręka - od dłuższej chwili bezwolna służka rozbudzonego członka - nie dba już o dyskrecję. Wbija w tamten gorący oddech swe mysie chroboty. Nagle tamten poruszył się, westchnął, a westchnienie to było takie trzeźwe, wymowne... Nie spał, nie spał... Adaś leży teraz zamarły w połowie ruchu, cichy i nieruchomy jak trup. Nienawiść i jakiś wstyd. Może wszystkie te zabiegi, korowody wyobrażeń, może to wszystko na próżno? Pokorna pielgrzymka po kolejną gorycz rozczarowania