przez nader wybujałą winnicę, atoli Wiktoria ani spojrzała na dorodne krzewy Krwi Pańskiej, podchodząc w górę i w górę coraz stromiej aż do miejsca, gdzie oczom naszym ukazała się jaskinia, w skalnej ścianie jak młotem wykuta, w której światło nieznane pulsowało, jakby wrota to były do piekieł.<br>Przystąpił do Wiktorii naówczas burmistrz naszego miasteczka, towarzyszący nam aż dotąd dostojny Gaston z Arles i przemówił:<br>- Powiadają, żeś święta, pani, i zło żadne do twojej szlachetnej duszy przystępu nie ma, ale strzeż się! W górach Pan Nasz poukrywał złoto, srebro i drogie kamienie, których to skarbów strzegą rozmaici diabłowie i duchy straszliwe, osobliwie