tyłu, ale łapy, grube łapy zostały jeszcze przez sekundę na miejscu i pewnie dlatego, kiedy porzucała swoją ofiarę, powlokła ją metr, może dwa po piasku, zanim charcząc i bijąc łapą niewidzialnego przeciwnika, schroniła się przy bandzie. Trafiona kapsułą z wiatrówki, podrygiwała jeszcze przez moment w epileptycznym tańcu, aż wreszcie padła na arenę.<br><orig>Dompter</> był już przy swojej żonie. Chwycił ją na ręce i wyniósł za kulisy. Trzech pomocników wrzuciło panterę na brezentową płachtę, którą powlekli następnie do drugiego wyjścia.<br>I to był koniec przedstawienia.<br>Płakałem. Żal mi było pięknej pani i jej ślicznego kostiumu z cekinami, ale jeszcze bardziej rozżalony byłem na