Pierwsza krew już się polała.<br>*<br>Psy nie zwracały uwagi na panujący na rynku harmider. Mieszkały tutaj, więc były przyzwyczajone. Teraz, korzystając ze słonecznego blasku, wygrzewały się - leniwe i powolne. Przechodnie omijali je, nie przeszkadzając w drzemce. Pies - sługa i przyjaciel człowieka - zasługiwał na szacunek.<br>Magwer szedł ulicą, nie rozglądając się na boki. Słońce świeciło mu prosto w twarz, lecz chłopak nawet nie mrużył oczu.<br>Za nim, dziesięć, może piętnaście kroków, podążało trzech młodych mężczyzn. Mieli pomóc.<br>Ostrego już nie było. Rankiem, gdy Magwer zerwał z palców lipowe włókna, Szepczący pożegnał się i odszedł. I tak poświęcił Magwerowi wiele czasu.<br>Doszli do placu