się wzdłuż ścian domów, zdających się zamykać nam drogę, skrzyń, beczek, stosów kartonów i innego wszelkiego sklepowego dobra.<br> W pierwszym odruchu chcę wyrazić podziw dla jazdy Fujimori San, hamuję się jednak w porę - nie chcę urazić go po raz wtóry.<br> Stajemy przed małym domkiem, którego drewniane ściany daremnie usiłują rozepchnąć na boki fasady sąsiadów. Nieco więcej światła ukazuje nie kończące się szyldy sklepów, jarzące się rubinowo papiery lampionów, gęstwiny hieroglifów - całą tę japońszczyznę, której tak pragnąłem, ku której przebijałem się przez 6 tysięcy mil Pacyfiku.<br> Konnichiwa! Wzorzyste kimono kłania się nam do samej ziemi. Przy kolejnym skłonie dostrzegam złożoną w czarującym, naturalnym